Czy warto poczuć miętę?
Organic PEPPERMINT LEAVES – The Tea Makers - No. 122
Tekst napisał Pan Mirosław Paprotny
Czy warto za miętę zapłacić 36 zł? Za 50 g zwyczajnej suszonej mięty pieprzowej? Na dodatek sypanej, a więc bardziej uciążliwej w parzeniu niż wersja w torebkach... Oto jest pytanie... Szybki rzut oka w Internet pogłębia wątpliwości: w sieci 50 gramów suszu kosztuje w granicach 2.30-3.50 zł. W sieciówkach i aptekach ceny są podobne. A za wspomniane 36 zł można kupić 50 gramów niezłej japońskiej senchy czy bardzo dobrego czarnego cejlonu.
Przy tym mentha piperita jest tak popularna, jej smak i zapach są tak banalne... Mięta w herbatkach, mięta w marketowej doniczce, mięta w ogródku, mięta w cukierku, mięta w paście do zębów, mięta w lekarstwie, mięta w olejku... i tak bez końca. Żeby to była chociaż Mięta Nana – ta wchodząca w skład marokańskiej herbaty - taurega, od pewnego czasu dość popularnego – dzięki internetowym blogom – w kręgach rodzimych herbaciarzy. Więc może warto zmienić nasze pytanie?
Czy w ogóle warto kupować markową miętę pieprzową w czasach, kiedy od kilku dobrych lat w Polsce przeżywamy swoiste „herbaciane pobudzenie” i z coraz większym zapamiętaniem zanurzamy się w morzu herbaty z Japonii, Chin, Indii, Turcji, Gruzji? Prawdziwej herbaty płynącej sześciokolorową a rzeką we wszelakich gajwanach, chapanach, hohinach, czajniczkach kyusu... Czy w tej skoncentrowanej głębinie smaków mięta nie rozpłynie się bez śladu i żalu?
Brytyjska herbaciarnia internetowa The Tea Makers nieraz mnie oczarowała jakością swoich produktów, więc z czystej ciekawości – i po długim namyśle – kupiłem w sklepie Konesso kolejną czarną puszkę. Zawartość to rzeczona mentha piperita – nie mniej, nie więcej. Żadnych dodatkowych domieszek czy aromatów. 50 gram średnio rozdrobnionego suszu (o typowym kolorze), dodatkowo zapakowanego w foliowy woreczek. Ciekawe, czy udało im się coś wycisnąć z naszej biednej mięty.
Otwieramy. Zapach... miętowy, ale zaskakująco mocny i niejako skoncentrowany. Przy tym niekojarzący się z aptekami, cukierkami, pastami. To wróży dobrze, zatem zalewamy. Aromat się gwałtownie nasila, tak samo jako moja ciekawość.
Producent zaleca sypać 2-3 gramy na 200 ml wody i parzyć wrzątkiem. Oczywiście wrzątkiem zaparzyć się nie da, gdyż zaraz po zagotowaniu temperatura wody spada do około 96 stopni (prawa fizyki) – i o taki ”wrzątek” tutaj chodzi. Zresztą prawie wszystkie zioła parzymy jak najcieplejszą wodą. Co do proporcji: można trzymać się zaleceń producenta, można też (zgodnie z instrukcjami kilku zielarskich portali) sypać nawet 1 gram na 50 ml wody, nie żałować suszu – a otrzymamy napar o solidnym, lodowatym pazurze. Ja zazwyczaj wybieram kompromis: 2 gramy na 125 ml. Czas: puszka zaleca 3-4 minuty, według mnie 5 minut to minimum – przecież chcemy wycisnąć z drogocennych liści wszystkie soki.
The Tea Makers Refreshing Peppermint Leaves
Kosztujemy, pijemy. Po pierwszych łykach pomyślałem: przecież to nie jest mięta, to jakieś inne! Po kolejnych: to najlepsza mięta, jaką kiedykolwiek piłem! Niezwykle wyrazista, a przy tym okraszona nutkami wyraźnej słodyczy (tu gra rolę czas parzenia) i delikatnej goryczy. Chłodząca jak lód, a jednocześnie mocno rozgrzewająca. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że ten napar ma bukiet smakowy. W upał ochłodzi, po posiłku ukoi, zawsze odświeży i lekko pobudzi, ale przede wszystkim jest smaczna. Nie ma się wrażenia, że pije się popularne ziółko za parę groszy - pije się ją z radością jak niejedną dobrą herbatę. Żartem (ale tylko żartem) dopowiem, że pewnie jakiś psychologiczny udział ma w tym cena, przecież za ćwierćlitrową szklanką płacimy prawie 3 zł.Nie wiem, jak The Tea Makers to zrobili, czy to zasługa suszenia, czy kultywaru, czy (organicznej) uprawy. W każdym razie odpowiedź na początkowe pytanie brzmi: tak.
Podziel się swoim komentarzem z innymi